Nad prastarą puszczą pamiętającą narodziny pierwszej gwiazdy kłębiły się złowrogo gęste, nieprzeniknione chmury; księżyc przestał istnieć, gwiazdy spadły ... Nastała ciemność ...
Prastara puszcza pogrążona była w ciszy; zwierzęta ogarnięte niewytłumaczalnym dla nich samych strachem wstrzymywały oddechy obawiając się nieznanego i nawet ćmy nie latały, a wieczne nietoperze nie opuściły swych bezpiecznych jaskiń. Prastara puszcza była niema, nawet wiatr nie szumiał w liściach dębów... Ta noc była nierzeczywista, jedynie strach był namacalny...
Dwaj druidowie w białych niegdyś szatach – teraz czarnych od zakrzepłej krwi ludzkiej i miejscami nadpalonych – siedzieli na skraju puszczy wsłuchując się w nieprzeniknioną ciszę. Oni czekali, wiedzieli, że martwość tej nocy przyniesie życie, przyniesie ofiarę, świeżą parującą krew...
Cisza zgęstniała, wszystkie rzeczywiste istoty skuliły się jeszcze bardziej w swoich rzeczywistych kryjówkach...
Dwaj druidowie skamienieli w napięciu, wiedzieli że teraz nastąpi nieuniknione – że krzyk rozedrze ciszę...
W samym sercu prastarej, spowitej ciszą i ciemnością puszczy na niewielkiej polanie rósł dąb, taki jak wszystkie inne dookoła... Tyle tylko, że jego pień obejmował częściowo ogromny, porośnięty mchem głaz, a jego korzenie szczelnie wypełniały przestrzeń pod nim. Był to bowiem grób i z niego czerpał swe siły dąb. To tu, kiedy puszcza nie była jeszcze prastarą, piękna i zwodnicza pani z jeziora, zwana Vivianą albo Evieną, zwabiła i zamknęła po wieki starego Merlina... Gdy ciemność osiągnęła najbardziej nierealny wymiar, gdy cisza wypełniła gęstą mazią wszystkie szczeliny, gdy ustały ostatnie oddechy – dąb pękł z trzaskiem całą długością swojego brzucha - od korzeni po najwyższe konary; otworzył się cały ukazując swoje wnętrze... Znowu cisza, potem krzyk – jakże ludzki krzyk. Wnętrze dębu wydało na świat istotę, której krzyk był ludzki; mała, skulona i naga – upadła w miękki mech, zamarła w bezruchu – zbierając siły na powstanie...
Na ten krzyk czekali dwaj druidowie; wolno się podnieśli i ruszyli niespiesznie w stronę z której ich doleciał. Mięli mnóstwo czasu, tyle wieków czekali na ten moment – od chwili gdy zginą ostatni człowiek mogli jedynie żyć wspomnieniami i tęsknotą za minionym. Szli wolno, delektując się każdym krokiem. Pochłonięci krwawymi myślami, nie zauważyli odrodzenia prastarej puszczy – pierwsze obudziły się z odrętwienia nietoperze i teraz krążyły nad pękniętym, umierającym powoli dębem.
W oddali wysoko nad puszczą słychać było pełne boleści pohukiwania zagubionej w mroku Lilith. Prześladowanej przez anioły pierwszej matki, która utraciła swoje dzieci i teraz błąka się przez wieczność, bo jest nieśmiertelna póki morze jest czerwone. Wokół niej krążyły sowy, dumne, że ta piękna i wielka, górująca na puszczą kobieta naśladuje ich głosy. Lilith czuła zapach narodzin... tak bardzo jej potępiona dusza pragnęła bliskości dziecka... ale nigdy już jej nie zazna... - bo bóg zabija dzieci kiedy ona krzyczy pełna boleści, więc by żyła ta nowonarodzona istota - ona musi uciekać za horyzont, tam gdzie morze jest wiecznie czerwone, skąd bóg nie usłyszy jej pohukiwania.
Kiedy Lilith oddalała się, z ziemi zaczęło wypełzać wszelkie robactwo, ze szczelin węże, a stada dwurożnych demonów i jadowitych czarownic, inkuby i sukkuby pojawiały się z ciszy. Przeleciało stado sfinksów, zawsze bliskich śmierci. Wszystkie rzeczywiste i nierzeczywiste istoty zbierały się u stóp umarłego już dębu. Pamiętały tę jakże odmienną, bo rozświetloną gwiazdami noc, kiedy na tej samej polanie żegnały umierającego Merlina, kiedy piękna pani z jeziora zwana Evieną albo Vivianą siedziała do wschodu słońca na ciepłym głazie skrywającym ciało starego czarodzieja, kiedy w pierwszych promieniach tańczyła nago odurzona zapachem kwitnących głogów i w końcu skryła się, uciekając przed latem, na dnie swego jeziora.
Teraz pragnęły powitać i pokłonić się istocie stworzonej z ciała Merlina, urodzonej przez drzewo i krzyczącej ludzkim głosem.
Kiedy dwaj druidowie dotarli do wnętrza puszczy zastali tam niezliczone stwory, stare i młode czarownice, wróżki, elfy, fałszywych trzech króli, Angielkę będącą zgwałconą i jej gwałcicieli, dziewięciu poważnych nagich Telchinów. Była także wśród nich stara i brzydka Morgana, dawna przyjaciółka Merlina, która rozsiewając miraże zawsze znalazła sposób by ich wykorzystać. I tak się stało i tym razem - Morgana uczyniła logiczny gest i druidowie oddali się mirażom – a ona ich wykorzystała śmiejąc się z ich łatwowierności. Kiedy skończyła, a miraże się rozwiały druidowie ucałowali ziemię – gratulując sobie sił jasnowidzenia. Oddalili się zapominając o krwi ... Tak przeminęli nie widząc istoty o ludzkim głosie.
Chmury znikały; na niebo powoli powracały opadłe gwiazdy, a księżyc zrodził się na nowo – bo ta noc była nierzeczywistą nocą rzeczywistych przemian... Obłoki strachu i mgły niepokoju snują się pomiędzy drzewami... Lęk staje się rzeczywisty...
Na zachodzie, daleko za horyzontem na wpół zanurzona w tracącym czerwony kolor morzu pohukuje Lilith. Jej nieśmiertelność staje się przeszłością tak jak kończy się czerwona barwa morza... Lilith nareszcie znajdzie ukojenie w śmierci i okrutny bóg nie zabije już żadnego dziecka.... nareszcie wolna od prześladujących aniołów... szczęśliwa...
Na wschodzie dwaj druidowie się rozstają. Jeden powraca do Oceanu i będzie z powrotem rybą. Drugi kieruje się w stronę gór, będzie orłem.
Stara Morgana oddawszy pokłon wraca na swoją górę Gibel. Stada dwurożnych demonów, jadowitych czarownic, inkuby i sukkuby oraz wszelkie rzeczywiste i nierzeczywiste istoty znikają powoli w lesie.
Oto byli świadkami śmierci Merlina i narodzin tej pięknej istoty o ludzkim głosie. Pod dębem pozostała tylko Ona – już wyprostowana i krążące nad nią nietoperze. One Jej nie opuszczą – jakże podobna jest do nich ta piękna istota. Ma postać ludzką – a jednak boską, bo tak pięknie ukształtowanego ciała nie mogłaby mieć żadna śmiertelniczka; delikatną twarz okalają wijące się wężowo czerwone włosy; miała też skrzydła podobne w swym błoniastym kształcie skrzydłom nietoperzy; i te oczy – oczy skryte pod powiekami zdradzają siłę Merlina – są żywymi płomieniami, gorące, bezlitosne, pełne dzikiej nie wyzwolonej namiętności. Kiedy je otworzyła, słońce które właśnie wschodziło najpierw zbladło a potem spłonęło w ich spojrzeniu. Ona stała się jedynym światłem i ciemnością świata.... Kim jest ta Istota, wraz z której narodzinami umarli starzy bogowie, jak brzmi jej imię...
NEMESIS